Czy można przestać się martwić?
Czy można przestać się martwić?
Tak, można.
Dalai Lama:
„Jeśli problem jest do rozwiązania i możesz coś zrobić, nie ma potrzeby by się martwić.
Jeśli nie jest możliwy do rozwiązania, martwienie się nie pomoże.”
Tyle eksperci.
Przekonujące, prawda?
Widać czarno na białym, że martwienie się nie ma sensu. Kosztuje nas mnóstwo energii, sprawia, że czujemy się źle, okrada nas z radości, która mogłaby się kryć w chwili obecnej. Skłania nas do narzekania i porównywania się z innymi.
Co daje w zamian?
Złudne poczucie, że zajmujemy się problemem.
Dlaczego więc tak trudno przestać się martwić?
Niestety, jeśli nie jesteśmy Dalai Lamą, ta trzeźwa logika może nas nie powstrzymać.
Dzika gonitwa myśli w naszych głowach napędzana jest lękiem.
A przemawiać do rozsądku lękowi to jak prosić dwulatka, żeby posiedział spokojnie;)
Czego się boimy?
Powodów naszych lęków jest wiele, ale większość z nich możemy sprowadzić do wspólnego mianownika: to lęk przed nieznanym.
Już tak mamy, że słabo tolerujemy niepewność. Wolelibyśmy, żeby życie było uchwytne i przewidywalne. Bezpieczne. Takie jak sobie zaplanowaliśmy.
A tymczasem bywa, że zmiana wkracza z butami w nasze życie i przewraca je do góry nogami.
Kiedy życie nas zaskakuje jesteśmy zdezorientowani. Gorączkowo staramy się stworzyć koncepcje na temat tego, jak powinno być, co powinniśmy zrobić. Za wszelką cenę staramy się odzyskać kontrolę.
Nie wierzymy, że w tym właśnie momencie naszego życia może kryć się jakaś mądrość.
Jaki jest sekret Dalai Lamy?
Nie poznałam osobiście Dalai Lamy, ale zaryzykuję stwierdzenie, że tym, co odróżnia go od większości z nas jest (m.in) zaufanie do rzeczywistości takiej, jaka jest. Można to nazwać bezwarunkową otwartością na to, co się pojawia, bez wstępnych założeń, że coś jest dobre, albo złe. Że czegoś chcemy a coś innego odrzucamy.
To pozwala się rozluźnić.
Od razu zgodzę się z tym, że będzie nam trudno spontanicznie przyjąć tego rodzaju postawę.
Ale być może uda nam się rozluźnić choć trochę.
Jako inspirację przytaczam fragment książki Pemy Cziedryn.
“Jest taka historia o kobiecie, która ucieka przed tygrysami: kobieta biegnie a tygrysy są coraz bliżej. Dobiegłszy na skraj urwiska, dostrzega wijącą się w dół po zboczu winorośl. Kurczowo uczepia się więc pnącza. Gdy jednak patrzy w dół, tam też dostrzega tygrysy. Po chwili zauważa też mysz podgryzającą pnącze. Jednocześnie, w zasięgu ręki, widzi wyrastające z kępki trawy truskawki. Patrzy w górę i w dół. Patrzy na mysz. Potem po prostu sięga po truskawkę i ze smakiem ją zjada.
Tygrysy nad tobą i tygrysy pod tobą… To przecież nasze życie. Między narodzinami i śmiercią. Każda chwila jest po prostu tym, czy jest. Może to jedyna chwila, jaka będzie nam w życiu dana, może to jedyna truskawka, jakiej skosztujemy. Można się życiem zamartwiać, można też je wreszcie w pełni docenić i czerpać radość z każdej cennej chwili.”
Jak się rozluźnić?
Kiedy głowę mamy naelektryzowaną przez dziesiątki niespokojnych myśli, a brzuch ściśnięty ze strachu, nie jest łatwo się rozluźnić.
Co może pomóc?
Medytacja oparta na uważności (klik) pomaga wracać do chwili obecnej i nabierać dystansu do własnych myśli.
Praktyka bezpośredniego odczuwania emocji sprawia, że nie tłumimy emocji, ale nie rozkręcamy też historii, które się wokół nich tworzą (klik – artykuł o złości, z lękiem można postępować podobnie).
Jeśli lęk jest dużym problemem w naszym życiu, może pomóc bardziej dogłębna, terapeutyczna praca.
A na początek możemy trochę go oswoić przez pytanie: co może się zdarzyć najgorszego? Wyobrażenie sobie najbardziej katastrofalnego scenariusza pozbawia go niedookreślonej, mrocznej siły, którą obrósł w naszej wyobraźni.
Tu nasuwa mi się nieco ekstremalny przykład praktycznego przeprowadzenia takiej symulacji.
Fleet Maul prowadził kiedyś retreaty polegające na tym, że uczestnicy mieszkali przez jakiś czas na ulicy, jako bezdomni. Mieli regularne spotkania grupy, jednak większość czasu spędzali ‘pod mostem’. Podobno miało to niesamowity wpływ na obniżenie poczucie lęku przed przyszłością. Okazuje się, że ‘najgorsze’ = ‘wylądowanie pod mostem’ da się przeżyć. I jest to mniej straszne, niż się wydaje.
Zaufanie
Wydaje mi się, że najważniejsza w stanie wzmożonego zamartwiania jest utrata zaufania.
Proponuję w związku z tym mały eksperyment.
Wyobraźmy sobie, jakbyśmy się czuli, gdybyśmy mieli całkowite zaufanie do sytuacji. Gdybyśmy wierzyli, że w tym właśnie momencie naszego życia tkwi mądrość. Co moglibyśmy wtedy myśleć? Co czulibyśmy w ciele? Jakie pojawiłyby się emocje?
Poczucie się ‘tak jakby’ pozwala zakosztować stanu, w którym uwalniamy się spod władzy okoliczności zewnętrznych. Pokazuje, że taki stan jest możliwy.
Bo naprawdę jest możliwy.
W każdej chwili mamy wybór. Możemy pogrążyć się w wątpliwościach, niepewności, zniechęceniu.
Albo rozluźnić się i rozgościć w chwili obecnej.
Zapytać siebie, jaka jest mądrość w tej sytuacji.
I otworzyć się na tę mądrość.