utworzone przez Joanna Czyżycka | lis 12, 2015 | MINDFULNESS W DZIAŁANIU
Chcecie mieć grzeczne i dobrze ułożone dziecko?
Dziecko, które się nie złości, nie kłóci z bratem, nie hałasuje?
Muszę was rozczarować: techniki mindfulness w tym nie pomogą;)
Mogą za to dać naszym dzieciom narzędzia, za pomocą których będą bardziej świadomie odbierać siebie i świat.
Będą potrafiły rozwinąć większą świadomość wewnętrznych i zewnętrznych doświadczeń, rozpoznawać swoje myśli jako “po prostu myśli”, rozumieć, jak emocje manifestują się w ciele, zauważać, kiedy ich uwaga odpływa, będą miały większą kontrolę nad swoimi wewnętrznymi impulsami.
Ale po kolei…
Co to jest mindfulness?
Mindfulness (uważność) to stan umysłu, osiągany poprzez skupienie uwagi na chwili obecnej, przy równoczesnym łagodnym przyjmowaniu i akceptowaniu emocji, myśli i wrażeń zmysłowych. Używany jest jako technika terapeutyczna.
Dorośli praktykują mindfulness m.in. poprzez medytację i różne formy świadomego działania w życiu codziennym.
A czy istnieje coś takiego, jak medytacja dla dzieci?
Wyobraźnia podsuwa przed oczy koszmarny obraz: rządki dzieci sztywno usadzonych na poduszkach, marzących o tym, żeby zająć się czymkolwiek bardziej ekscytującym, choćby lekcjami…
Pospiesznie uspokajam: nie, COŚ TAKIEGO nie istnieje. Przypuszczam przy tym, że nie byłoby to wykonalne (opieram to przypuszczenie na obserwacji znanych mi osób w wieku 4 – 13 lat:).
Ale wymyślono formy medytacji specjalnie dla dzieci
Uczestniczyłam kiedyś w programie dla rodzin, podczas którego dorośli przed południem mogli trochę pomedytować, podczas gdy dzieci w tym czasie zapewnione miały różne twórcze zajęcia. Po południu robiliśmy różne rzeczy razem, a wieczorem odbywała się wspólna medytacja rodzinna.
Jak to wyglądało?
Najpierw dziecko ze swoimi rodzicami uderzało w gong (towarzyszyły temu wielkie emocje i ekscytacja), rozpoczynając sesję. Siedzieliśmy razem ok. 3-5 minut. Następne uderzenie w gong miało specjalne znaczenie: dzieci miały za zadanie siedzieć cichutko wsłuchując się w wibracje, dopóki dźwięk całkiem nie zaniknie. Siedziały w skupieniu śledząc powolne rozpuszczanie się dźwięku w przestrzeni, tropiąc chwilę, kiedy dźwięk zamieni się w ciszę. Ten, kto przestawał go słyszeć, podnosił rękę.
Na koniec dzieci dzieliły się tym, co ważnego wydarzyło się tego dnia.
Co było najzabawniejsze? Co najsmutniejsze? Co najbardziej niezwykłe?
A po wszystkim dzieci zabierały się do konstruowania budowli z poduszek medytacyjnych.
Ta medytacja spełniała trzy podstawowe warunki: była krótka, angażująca i zabawna.
I takie też są ćwiczenia mindfulness dla dzieci.
Spróbujcie, można je wykonywać w grupie lub z jednym dzieckiem.
-
Dźwięki
To trochę bardziej rozbudowane ćwiczenie z gongiem (jeśli nie dysponujemy gongiem, możemy użyć struny gitary lub najbardziej dźwięcznego naczynia kuchennego i łyżeczki)
Uderzamy w gong. Dzieci uważnie słuchają wibracji dźwięku. Podnoszą rękę, kiedy nic już nie słychać. Pozostają w ciszy jeszcze przez jedną minutę i uważnie słuchają wszystkich innych dźwięków, które się pojawiają. Na koniec po kolei opowiadają o każdym dźwięku, które zauważyły w ciągu tej minuty.
-
Oddychanie z małym przyjacielem
Jeszcze jedna forma medytacji dla dzieci.
Dzieci kładą się na podłodze i umieszczają na brzuchu maskotkę. Oddychają w ciszy przez minutę i zauważają przy tym, jak ich mały przyjaciel porusza się w górę i w dół. Starają się też zauważyć wszelkie inne wrażenia. Wyobrażają sobie, że myśli, które pojawiają się w ich głowie zmieniają się w bańki mydlane i odlatują…
-
Napinanie/ rozluźnianie
Dzieci leżąc na podłodze z zamkniętymi oczami starają się napiąć każdy mięsień w ciele tak mocno, jak tylko potrafią. Palce u nóg i stopy, nogi, brzuch. Mogą zacisnąć pięści i podnieść ręce do głowy. Pozostają w tej ściśniętej pozycji przez kilka sekund a potem w pełni się rozluźniają i relaksują. To świetne ćwiczenie na rozluźnienie ciała i umysłu. Jest też przystępnym sposobem zaprezentowania dzieciom, co znaczy być “tu i teraz”.
-
Zapach i smak
Znajdź coś mocno pachnącego, na przykład świeżą skórkę z pomarańczy, laskę cynamonu, czy wanilii. Poproś dzieci, żeby zamknęły oczy i wdychały zapach, skupiając na nim całą uwagę.
Zapach może być bardzo skutecznym narzędziem w zmniejszaniu niepokoju.
Podobne ćwiczenie można wykonywać ze zmysłem smaku. Spróbujmy zrobić z dziećmi klasyczne ćwiczenie mindfulness: dzieci z zamkniętymi oczami smakują rodzynkę, starając się jeść ją jak najdłużej, zwracając uwagę na wszystkie odcienie smaku.
Możemy też użyć kostki czekolady;)
-
Sztuka dotyku
Dzieci z zamkniętymi oczami dotykają różnych przedmiotów, np. piłki, piórka, maskotki, kamienia… Następnie opisują, jaki ten przedmiot jest w dotyku.
To ćwiczenie, podobnie jak poprzednie, pozwala dzieciom ćwiczyć rozróżnianie wrażeń zmysłowych. Przez skupianie na nich uwagi uczą się pozostawać w chwili obecnej.
-
Bicie serca
Dzieci przez minutę skaczą, albo tańczą. Następnie siadają i kładą rękę na sercu. Z zamkniętymi oczami starają się poczuć uderzenia serca, oddech i inne wrażenia, które pojawiają się w ciele.
-
Serce do serca
Rozmawiamy o uczuciach.
Jakie uczucia dzieci odczuwają? Skąd wiedzą, że czują te właśnie emocje? Gdzie odczuwają je w ciele? Które uczucia lubią najbardziej?
Później możemy zapytać, co robią, kiedy nie czują tych uczuć, które lubią najbardziej.
Możemy im przypomnieć, że kiedy czują smutek mogą praktykować zamienianie myśli w bańki mydlane.
Że mogą zrobić napinanie i rozluźnianie ciała, żeby się uspokoić.
Że mogą posłuchać bicia swojego serca, albo skupić się na oddechu, żeby się zrelaksować…
Dobrej zabawy!
Zapraszam Cię też do posłuchania podcastu Emocje Ciało Umysł
utworzone przez Joanna Czyżycka | paź 26, 2015 | EMOCJE, UMYSŁ
Kogo nienawidzisz lub bardzo nie lubisz?
Jakie jego cechy są najbardziej nieznośne?
Co najbardziej cię niepokoi w innych ludziach?
Kogo podziwiasz, lub bardzo szanujesz?
Co w tej osobie podoba ci się najbardziej?
Warto odpowiedzieć sobie sumiennie na te pytania, bo dzięki temu mamy szansę zapoznać się z kimś naprawdę interesującym.
To właśnie różne aspekty naszego CIENIA.
Czyli czego właściwie?
“To piękne poetyckie pojęcie autorstwa Carla Gustava Junga oznacza ciemne, ukryte, nieużywane miejsce w nas, w które kultura i rodzice na jej usługach wyrzucają te cechy, właściwości, potrzeby, zachowania dzieci, które godzą w powszechną umowę o bezpieczeństwie i przyzwoitości. Te rzeczy zostają w nas, ale nie mamy z nimi świadomego kontaktu. Tak jak swój cień widzimy je tylko wtedy, kiedy padnie na niego właściwie rzucone świato.” (Katarzyna Miller).
Wszyscy mamy swoją ciemną stronę. Trzymamy tam w wielkim sekrecie cechy, których nie ośmielamy się pokazywać światu. To, czego się wstydzimy.
To, co naszym zdaniem nie zasługuje na miłość.
Strachliwość.
Złość.
Skłonność do kontrolowania.
Słabość.
Lenistwo.
Egoizm.
Zazdrość
I tak dalej..
Po co zaprzyjaźniać się z cieniem?
No dobrze, mamy gdzieś w piwnicy naszej świadomości zamkniętą część siebie. Część trochę podejrzaną, obcą. Przerażającą i ekscytujacą równocześnie. Odcinamy się od niej tak mocno, że budzą się w nas ogromne emocje, gdy u innych zauważamy jakieś do niej podobieństwo..
I co w tym złego, że ten nasz osobisty Mr Hyde siedzi w ukryciu? Po co go wywabiać na powierzchnię?
A nuż narozrabia?
Są jednak ważne powody, dla których warto go poznać.
- Gdy nie jesteśmy pogodzeni z naszym cieniem trwamy w stanie cichej wojny z samym sobą. A świat zewnętrzny jest odbiciem naszych wewnętrznych zmagań. Tracimy przy tym mnóstwo energii próbując kontrolować niechciane siły w nas.
- Dopóki nie poczujemy autentycznego współczucia dla każdego aspektu nas samych trudno nam jest naprawdę się ze sobą zaprzyjaźnić. Objęcie naszego cienia przynosi nam emocjonalna pełnię i wolność bycia tym, kim jesteśmy.
- Zwykle jesteśmy skłonni do osądzania innych, bo projektujemy na nich nasze własne demony. Zrozumienie i zaakceptowanie naszej własne ciemnej strony pomaga zaakceptować innych, takimi, jacy są.
- Każdy cień zawiera zarodek siły i żywej, twórczej energii, którą możemy wydobyć.
Jak zaprzyjaźniać się z cieniem?
Zaprzyjaźnianie się z naszą ciemną stroną to podróż, która wymaga dużej dawki uczciwości, odwagi i współczucia.
Najpierw trzeba cień zaakceptować.
Jak to zrobić?
Pierwszy krok to obserwowanie naszych nastrojów, sympatii i antypatii, fantazji i impulsów.
Z tym, co się pojawia możemy pracować za pomocą praktyk opartych na współczuciu, które pomagają oswoić i przyjąć odrzucone części nas.
Praca z cieniem według Davida Richo.
A oto metoda opracowana przez Davida Richo (amerykański psychoterapeuta, w swojej pracy kładzie nacisk na aspekt duchowy).
Wyodrębnia on dwa aspekty cienia:
- negatywny – zbudowany z naszych niezaakceptowanych i nieprzyjętych cech, które potępiamy u innych.
- pozytywny – zbudowany z cech, które mocno cenimy i podziwiamy u innych.
Oto przykłady cech negatywnego cienia i ich pozytywnych odpowiedników.
ryzykanctwo – odwaga
chciwość – dbałość o własne potrzeby
poczucie winy – sumienność
wrogość – asertywność
niecierpliwość – gorliwość
impulsywność – spontaniczność
niekompetencja – odwaga eksperymentowania
niezdecydowanie – otwartość na możliwości
niewrażliwość – obiektywność
zazdrość – opiekuńczość
bałaganiarstwo – elastyczność
lenistwo – umiejętość zrelaksowania się
skłonność do kłamstwa – wyobraźnia
perfekcjonizm – umiejętność właściwego działania
sztywność – wytrwałość
użalanie się nad sobą – umiejętność przebaczania sobie
egoizm – dbanie o siebie
uległość – umiejętność współpracy
mściwość – sprawiedliwość
arogancja – pewność siebie
kontrolowanie, manipulowanie – zdolności przywódcze
tchórzostwo – ostrożność
okrucieństwo – złość
zależność od innych – zaufanie
Jak z tym pracować?
- Aby zintegrować negatywny cień przyznajemy, bez prób usprawiedliwiania, że mamy te same cechy, których nie tolerujemy u innych (są to cechy z lewej kolumny).
- Odnajdujemy w sobie ten pozytywny, ale wciąż jeszcze nie ożywiony odpowiednik negatywnej cechy, którą widzimy u innej osoby (w prawej kolumnie).
Przykład:
Trudno mi znieść, gdy inni ludzie są aroganccy.
Przyznaję, że sam jestem arogancki, choć mogę tego nie widzieć w tym momencie.
Mam pewność siebie, której dotąd nie używałem w pełni.
Decyduję się działać tak, jak gdybym miał pewność siebie bez bycia aroganckim.
David Richo, How to be an adult
Co o tym myślicie? Przekonuje was teoria, że mamy w sobie cechy, których nie tolerujemy u innych?
A może zapoznaliście się już ze swoim cieniem?
utworzone przez Joanna Czyżycka | paź 12, 2015 | EMOCJE, UMYSŁ, Wybrane
Czy można przestać się martwić?
Tak, można.
Dalai Lama:
„Jeśli problem jest do rozwiązania i możesz coś zrobić, nie ma potrzeby by się martwić.
Jeśli nie jest możliwy do rozwiązania, martwienie się nie pomoże.”
Tyle eksperci.
Przekonujące, prawda?
Widać czarno na białym, że martwienie się nie ma sensu. Kosztuje nas mnóstwo energii, sprawia, że czujemy się źle, okrada nas z radości, która mogłaby się kryć w chwili obecnej. Skłania nas do narzekania i porównywania się z innymi.
Co daje w zamian?
Złudne poczucie, że zajmujemy się problemem.
Dlaczego więc tak trudno przestać się martwić?
Niestety, jeśli nie jesteśmy Dalai Lamą, ta trzeźwa logika może nas nie powstrzymać.
Dzika gonitwa myśli w naszych głowach napędzana jest lękiem.
A przemawiać do rozsądku lękowi to jak prosić dwulatka, żeby posiedział spokojnie;)
Czego się boimy?
Powodów naszych lęków jest wiele, ale większość z nich możemy sprowadzić do wspólnego mianownika: to lęk przed nieznanym.
Już tak mamy, że słabo tolerujemy niepewność. Wolelibyśmy, żeby życie było uchwytne i przewidywalne. Bezpieczne. Takie jak sobie zaplanowaliśmy.
A tymczasem bywa, że zmiana wkracza z butami w nasze życie i przewraca je do góry nogami.
Kiedy życie nas zaskakuje jesteśmy zdezorientowani. Gorączkowo staramy się stworzyć koncepcje na temat tego, jak powinno być, co powinniśmy zrobić. Za wszelką cenę staramy się odzyskać kontrolę.
Nie wierzymy, że w tym właśnie momencie naszego życia może kryć się jakaś mądrość.
Jaki jest sekret Dalai Lamy?
- REUTERS/Thierry Roge BELGIUM DALAI LAMA
Nie poznałam osobiście Dalai Lamy, ale zaryzykuję stwierdzenie, że tym, co odróżnia go od większości z nas jest (m.in) zaufanie do rzeczywistości takiej, jaka jest. Można to nazwać bezwarunkową otwartością na to, co się pojawia, bez wstępnych założeń, że coś jest dobre, albo złe. Że czegoś chcemy a coś innego odrzucamy.
To pozwala się rozluźnić.
Od razu zgodzę się z tym, że będzie nam trudno spontanicznie przyjąć tego rodzaju postawę.
Ale być może uda nam się rozluźnić choć trochę.
Jako inspirację przytaczam fragment książki Pemy Cziedryn.
“Jest taka historia o kobiecie, która ucieka przed tygrysami: kobieta biegnie a tygrysy są coraz bliżej. Dobiegłszy na skraj urwiska, dostrzega wijącą się w dół po zboczu winorośl. Kurczowo uczepia się więc pnącza. Gdy jednak patrzy w dół, tam też dostrzega tygrysy. Po chwili zauważa też mysz podgryzającą pnącze. Jednocześnie, w zasięgu ręki, widzi wyrastające z kępki trawy truskawki. Patrzy w górę i w dół. Patrzy na mysz. Potem po prostu sięga po truskawkę i ze smakiem ją zjada.
Tygrysy nad tobą i tygrysy pod tobą… To przecież nasze życie. Między narodzinami i śmiercią. Każda chwila jest po prostu tym, czy jest. Może to jedyna chwila, jaka będzie nam w życiu dana, może to jedyna truskawka, jakiej skosztujemy. Można się życiem zamartwiać, można też je wreszcie w pełni docenić i czerpać radość z każdej cennej chwili.”
Jak się rozluźnić?
Kiedy głowę mamy naelektryzowaną przez dziesiątki niespokojnych myśli, a brzuch ściśnięty ze strachu, nie jest łatwo się rozluźnić.
Co może pomóc?
Medytacja oparta na uważności (klik) pomaga wracać do chwili obecnej i nabierać dystansu do własnych myśli.
Praktyka bezpośredniego odczuwania emocji sprawia, że nie tłumimy emocji, ale nie rozkręcamy też historii, które się wokół nich tworzą (klik – artykuł o złości, z lękiem można postępować podobnie).
Jeśli lęk jest dużym problemem w naszym życiu, może pomóc bardziej dogłębna, terapeutyczna praca.
A na początek możemy trochę go oswoić przez pytanie: co może się zdarzyć najgorszego? Wyobrażenie sobie najbardziej katastrofalnego scenariusza pozbawia go niedookreślonej, mrocznej siły, którą obrósł w naszej wyobraźni.
Tu nasuwa mi się nieco ekstremalny przykład praktycznego przeprowadzenia takiej symulacji.
Fleet Maul prowadził kiedyś retreaty polegające na tym, że uczestnicy mieszkali przez jakiś czas na ulicy, jako bezdomni. Mieli regularne spotkania grupy, jednak większość czasu spędzali ‘pod mostem’. Podobno miało to niesamowity wpływ na obniżenie poczucie lęku przed przyszłością. Okazuje się, że ‘najgorsze’ = ‘wylądowanie pod mostem’ da się przeżyć. I jest to mniej straszne, niż się wydaje.
Zaufanie
Wydaje mi się, że najważniejsza w stanie wzmożonego zamartwiania jest utrata zaufania.
Proponuję w związku z tym mały eksperyment.
Wyobraźmy sobie, jakbyśmy się czuli, gdybyśmy mieli całkowite zaufanie do sytuacji. Gdybyśmy wierzyli, że w tym właśnie momencie naszego życia tkwi mądrość. Co moglibyśmy wtedy myśleć? Co czulibyśmy w ciele? Jakie pojawiłyby się emocje?
Poczucie się ‘tak jakby’ pozwala zakosztować stanu, w którym uwalniamy się spod władzy okoliczności zewnętrznych. Pokazuje, że taki stan jest możliwy.
Bo naprawdę jest możliwy.
W każdej chwili mamy wybór. Możemy pogrążyć się w wątpliwościach, niepewności, zniechęceniu.
Albo rozluźnić się i rozgościć w chwili obecnej.
Zapytać siebie, jaka jest mądrość w tej sytuacji.
I otworzyć się na tę mądrość.
utworzone przez Joanna Czyżycka | wrz 4, 2015 | UMYSŁ
Przypuszczenia to fantazje, które tworzymy, żeby usunąć z naszego życia wszelką niepewność.
Schemat może wyglądać tak:
nie dostajemy odpowiedzi na maila (czekamy już trzy dni i nic).
Po kilku dniach iskierka niepokoju popycha nas do przejrzenia w myślach myślach historii kontaktów z adresatem. W czym zawiniliśmy? Co zrobiliśmy nie tak? Nieznośna chwila niepewności nie trwa zbyt długo, bo zazwyczaj dość szybko znajdujemy wyjaśnienie: wymyślamy je sobie.
Niepewność może zostać zamieniona wtedy np. na bardziej znajome uczucie smutku i przygnębienia. Znów może włączyć się nasz żałobnie smutny głos wewnętrzny upewniający nas, że wszystko popsuliśmy…
Trwamy więc w stanie obniżonego nastroju.
Po tygodniu nasza zabiegana znajoma odpowiada na maila – i cała historia pęka jak bańka mydlana.
Wkrótce znów konfrontujemy się z czyimś mało subtelnym komentarzem, nieszczególnie serdecznym powitaniem, brakiem wystarczającego entuzjazmu dla naszej propozycji.
I schemat się powtarza.
Alternatywna rzeczywistość
Czyli:
snujemy domysły. Mamy teorię. Rodzi się w nas podejrzenie. Zakładamy, że…, Martwimy się o..
W naszej głowie ciągle tworzymy barwną, alternatywną rzeczywistość. Obsadzamy role, piszemy dialogi i wkładamy je w usta naszych partnerów, przyjaciół, współpracowników, rodziców, klientów..
Każda sytuacja, która nie jest dla nas do końca jasna pada łupem naszego dzikiego, kreatywnego umysłu.
Gdyby to była tylko niewinna spekulacja myślowa – nie byłoby problemu.
Ot, ćwiczenie wyobraźni.
Prawdziwy problem leży w tym, że wierzymy w nasze historie.
I że idą za nimi prawdziwe emocje.
Po co nam to?
Nasz umysł bez przerwy stara się ustawić w jakimś kontekście.
Mamy potrzebę, żeby wszystko zrozumieć, wszystko wyjaśnić. Nie jest przy tym istotne, aby wyjaśnienie było prawdziwe – najważniejsze, to pozbyć się niepewności.
Wtedy czujemy się bezpiecznie.
Zastępujemy w ten sposób potrzebę komunikacji, bo często nie mamy odwagi, żeby zadawać pytania.
Stosujemy przy tym założenia i strategie, które komplikują nam życie.
Oto niektóre z nich:
1. Inni ludzie myślą tak samo jak my
Właściwie wiemy, że się od siebie różnimy. Ale kiedy kreujemy nasze przypuszczenia rzadko bierzemy to pod uwagę.
Tymczasem historie, które tworzymy przefiltrowane są przez naszą wrażliwość i sposób postrzegania. Motywy innych ludzi często możemy zrozumieć tylko do pewnego stopnia, jeśli pokrywają się z naszym doświadczeniem, czy rozumieniem świata.
- A oto niezbyt przyjemny skutek tego, że wkładamy w głowy innych ludzi nasze poglądy:
jeśli sami patrzymy na siebie bez wyrozumiałości, wydaje nam się inni postrzegają nas równie surowo.
2. Inni ludzie świetnie nas rozumieją i wiedzą, czego chcemy
Bardzo częstym założeniem jest, że inni wiedzą, czego chcemy i w związku z tym nie musimy już tego komunikować.
Jest to klasyczny przykład nieporozumień w związkach: zakładamy, że nasz partner wie, czego pragniemy – przecież zna nas tak dobrze. Jeśli nie udaje mu się zgadnąć, czujemy się zranieni.
3. Inni ludzie często o nas myślą i nieustannie nas oceniają
Smutna (?) prawda jest taka: niestety, nie jesteśmy tacy wyjątkowi, jak nam się wydaje.
Często nie całkiem świadomie zakładamy, że jesteśmy w centrum zainteresowania innych osób. Myślimy, że przyglądają się naszemu życiu, analizują nasze potknięcia, osądzają nas.
Tymczasem inni (jeśli nie są naszą mamą, świeżo zakochanym partnerem, lub zagorzałym i złośliwym wrogiem) rzadko poświęcają nam wyjątkowo dużo uwagi.
Ciekawych wyliczeń dokonała National Science Foundation. Wynika z nich, że ludzie mają średnio ponad 50 000 myśli w ciągu dnia. Oznacza to, że nawet jeśli ktoś myśli o nas 10 razy w ciągu dnia, stanowi to tylko 0,02% całości jego dobowych przemyśleń.
Pewnie trochę mniej, niż się spodziewaliśmy..
Zazwyczaj filtrujemy rzeczywistość przez własne “ja” w tak dużym stopniu, że większość rzeczy, o których myślimy ma związek z “ja”, albo “moje”.
Oznacza to, że jeśli nie zrobiliśmy czegoś, co bezpośrednio wpływa na życie innej osoby, prawdopodobnie nie poświęci nam ona zbyt wiele uwagi.
4. Martwienie się pomaga w rozwiązywaniu problemów
Po co właściwie się martwimy?
Logika wskazywałaby, że jest to zwykła strata energii, bo jeśli nasz czarny scenariusz się sprawdzi, to martwienie się w żaden sposób nie pomoże go uniknąć.
Moglibyśmy przecież od razu przejść do działań mogących poprawić sytuację.
A jeśli się nie sprawdzi, to cierpimy na marne.
Jednak martwienie się może dawać nam poczucie kontroli. To pewien rodzaj magicznego myślenia – mamy wrażenie, że faktycznie zajmujemy się problemem. Może też być uważane przez nas za wyraz troski, jakby w pewnych sytuacjach po prostu nie wypadało się nie martwić.
Co można z tym zrobić?
Alternatywna rzeczywistość w naszej głowie jest bardzo wciągająca.
Może nam przynieść wiele bólu, niepokoju, dyskomfortu. Odrywa nas też od tego, co dzieje się tu i teraz, czyli od naszego prawdziwego życia.
Poniżej garść pomysłów, jak wpuścić w nasz zapracowany umysł trochę przestrzeni.
- Zostaw trochę miejsca na niepewność. Przyglądaj się jej. Badaj. Nie twórz gorączkowo odpowiedzi na wszystkie pytania.
- Pamiętaj, że Twoje odpowiedzi mogą nie mieć nic wspólnego z rzeczywistością.
- Znajdź odwagę, żeby zadawać pytania.
- Bądź świadomy tego, że inni mogą zupełnie inaczej postrzegać rzeczywistość.
- Bądź ciekaw innych ludzi.
- Pamiętaj, że wyjątkowi jesteśmy głównie dla nas samych.
- Naucz się pięknie prosić i proś o to, czego chcesz.
- Zbadaj, do czego jest Ci potrzebne jest martwienie się. Jeśli to wyraz troski i zaangażowania, to może jest sposób, żeby wyrazić je inaczej?
- Naucz się wykrywać pierwsze sygnały zagłębiania się w zmartwienia. Spróbuj ucinać te myśli kiedy są jeszcze „młode i nieśmiałe”. Zrób coś, na co masz wpływ.
- Traktuj swoje fantazje jak interesujący film. Zachowaj dystans.
utworzone przez Joanna Czyżycka | sie 24, 2015 | MEDYTACJA, Wybrane
Często medytacja kojarzona jest z odmiennymi stanami świadomości, z czymś niezwykłym, mitycznym i osobliwym.
Z całkowitym oderwaniem od świata.
Medytuję regularnie od ponad 10 lat i moje doświadczenie jest zupełnie inne.
Medytacja to coraz intensywniejsze zbliżanie się do rzeczywistości (pod pojęciem medytacja mogą co prawda kryć się różne praktyki, w zależności od tradycji, która go używa. Tu piszę o medytacji opartej na uważności i świadomości).
Podstawowy sposób medytacji w siedzeniu polega po po prostu na skupieniu uwagi.
Nie chodzi o to, żeby poczuć coś szczególnego, czy czegoś niezwykłego doświadczyć.
Siedząc spotykamy się z tym, co w tym konkretnym momencie jest w nas.
Co nam to daje?
Ponieważ już nie raz słyszałam to pytanie, postaram się teraz wypunktować to, co dla mnie jest najważniejsze.
1. Magia codzienności
Czy zdarzają się wam w życiu chwile, gdy rzeczywistość uderza bezpośrednio i bardzo, bardzo intensywnie – jakby świat się nagle otwierał?
Przykład.
Idziemy na spacer, w głowie jak zwykle trwają monologi. Patrzymy na ludzi, zwierzęta i elementy krajobrazu, ale zazwyczaj widzimy je jakby przez filtr. Nie pozostajemy z nimi w pełnym kontakcie, bo w tym samym czasie komentujemy i opisujemy je w głowie, nadajemy nazwy, porównujemy z innymi… (ale fajny pies, podobny do psa mojej ciotki. Jak on się nazywał? Tupak? Jaka to rasa właściwie? Terrier chyba. Lubię takie. Może kupimy sobie psa w przyszłym roku….)
I nagle olśnienie: KROPLE PEŁNE ŚWIATŁA na gałęzi! (albo kwiat, tęcza, ptak w locie, zapach siana..) Następuje chwila całkowitej obecności, jaskrawa, żywa i wyrazista.
Medytujemy po to, żeby takich chwil było więcej.
Dzięki temu mamy…
2. Więcej życia w życiu
Kiedy jesteśmy całkowicie obecni naprawdę przeżywamy to, co się wydarza.
Może zapytacie w tym momencie: “a zwykle co ja robię?”
No cóż, zwykle nasz umysł przez większość czasu zajmuje się przeszłością (żale, tęsknoty) i przyszłością (marzenia, plany, niepokoje, przewidywania).
W konsekwencji w dowolnej chwili jesteśmy tylko częściowo świadomi tego, co się dzieje teraz.
I przegapiamy wiele przeżywanych chwil.
Podczas medytacji krok po kroku próbujemy oswoić nasz dziki, kreatywny umysł, żeby wejść w kontakt z chwilą obecną.
Kiedy udaje nam się skupić uwagę na na odczuwaniu danej chwili, odkrywamy jej siłę: jest to jedyny czas, jaki mamy.
3. Oswajanie umysłu
To, co zwykle dzieje się w naszym umyśle, to chaotyczna gonitwa myśli, z fajerwerkami wybuchających od czasu do czasu emocji.
Jak pisze Sakyong Mipham Rinpocze: Mając nie wyćwiczony umysł, przez większość naszych dni jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę własnych nastrojów. Budząc się rano, czujemy się trochę jak na loterii: “Jaki umysł dziś wylosowałem? Zirytowany, szczęśliwy, niespokojny, rozgniewany, współczujący czy kochający?”
To, że można się uwolnić spod władzy własnych nastrojów może się wydawać niewiarygodne.
Tymczasem dzięki medytacji nabieramy do tego, co się dzieje w naszej głowie pewnego dystansu. Uświadamiamy sobie, że myśli to po prostu myśli, przychodzą i odchodzą.
Niekoniecznie musimy zawsze podążać tam, gdzie chcą nas zaprowadzić.
Czasem możemy nawet zawrócić;)
4. Świadomość emocji
Chociaż emocje bardzo często kierują naszym życiem, zazwyczaj nie do końca je odczuwamy.
Kiedy pojawia się silne uczucie (strach, złość, miłość, smutek, zazdrość) albo natychmiast zaczynamy działać pod jego wpływem, albo je tłumimy. Dajemy się ponieść wirowi myśli, które je otaczają i rozdmuchują.
Gdy nasz umysł jest bardziej stabilny, możemy ten natłok myśli zauważyć i ograniczyć. Wtedy możliwe staje się dotarcie do energii emocji, odczucie jej bardzo bezpośrednio.
Uchwycenie jej mądrości.
5. Kontakt z ciałem
Ciało i umysł są ze sobą powiązane. Ściśle.
Jedno wpływa na drugie.
Tymczasem my zazwyczaj przebywamy w głowie i często zdarza nam się w ogóle zapomnieć, że mamy ciało. Nie odczuwamy sygnałów z niego płynących. Jemy za dużo, albo zapominamy o jedzeniu. Ignorujemy przemęczenie, osłabienie, wszelkie drobne wyrazy protestu, jakimi ciało daje nam do zrozumienia, że powinniśmy trochę zmienić styl życia.
Pod wpływem medytacji nasz umysł się trochę uspokaja. Wtedy pojawia się więcej przestrzeni na to, by czuć i zauważać to, co się dzieje w ciele.
I dostrzegać, jak wpływa to na nasz umysł i emocje.
6. Droga do autentyczności
Ponieważ stajemy się bardziej świadomi swoich myśli, emocji i ciała, wyraźniej widzimy momenty, gdy w naszym zachowaniu pojawia się jakiś fałsz, niespójność.
Najpierw to zauważamy. Później (powoli) zaczyna się to zmieniać.
Jednym z najważniejszych składników autentyczności jest zaufanie do siebie. Zwiększa się ono gdy ciało i umysł są zsynchronizowane. Medytacja bardzo w tym pomaga.
7. Kontakt z innymi
Ponieważ dzięki większej świadomości myśli i emocji coraz lepiej rozumiemy siebie, zaczynamy coraz lepiej rozumieć innych ludzi.
Mamy więcej współczucia.
Mniej skorzy jesteśmy do osądzania i obwiniania.
Mamy więcej odwagi, żeby pokazywać swoją wrażliwość.
Uczymy się słuchać z uwagą, zamiast wyczekiwać, aż sami będziemy mogli zabrać głos.
Wchodzimy w bardziej szczery, bezpośredni kontakt.
8. Zaprzyjaźnianie się ze sobą
Dla siebie również mamy coraz więcej wspólczucia:)
9. Akceptacja tego, co jest
Zazwyczaj wiele czasu spędzamy walcząc z rzeczywistością. Nie zgadzamy się z tym, co nam się przytrafia. Chcemy, żeby było inaczej. Złościmy się. Popadamy w depresję.
Wydaje nam się, że nowa praca, inny związek, nowa wakacyjna sylwetka sprawią, że w końcu będziemy szczęśliwi.
Zaskakuje nas, że tak się nie dzieje.
Medytacja to powolny proces zaprzyjaźniania się rzeczywistością. Zaczynamy dotrzegać, że największe cierpienie powoduje nasz opór wobec tego, co się wydarza.
Uczymy się przyjmować życie takie, jakie jest.
10. Przestrzeń
W miarę praktyki, zaczynamy zauważać, jak w naszych ciągłych wewnętrznych monologach pojawiają się przerwy.
Doświadczamy wtedy niezwykłego poczucia otwartości.
Odkrywamy przestrzeń umysłu.
Skutek uboczny
Większość osób zaczyna medytować, żeby poczuć się lepiej. Sama jestem tego przykładem – zaczęłam medytować regularnie, żeby lepiej poczuć się w ciąży (zadziałało:).
Dobre samopoczucie nazywane jest czasem ”skutkiem ubocznym” medytacji.
Nie jest jednak celem samym w sobie.
Medytacja to pozostawanie z tym, co jest. A czasem po prostu czujemy się źle. I nie chodzi o to, żeby na siłę to zmieniać, ale żeby potrafić się w tym stanie rozluźnić.