5 powodów, dla których warto być ofiarą

5 powodów, dla których warto być ofiarą

„Użalanie się nad sobą  jest jednym z najbardziej destrukcyjnych z niefarmaceutycznych narkotyków; jest wciągające, daje chwilową przyjemność i oddziela ofiarę od rzeczywistości. „

John W. Gardner

Jeśli podejrzewacie, że tytuł jest prowokacyjny, to macie rację.

Bo czy ktoś z nas z pełną świadomością wybrałaby rolę ofiary?

Zakładam, że większość wolałaby raczej być silna. Niezależna. A nawet zołzowata. Bezradność, bezsilność, zależność nie są dziś w cenie.

A jednak dla wielu z nas rola ofiary staje się strategią na życie. I wydaje się, że przynosi nam ona pewne korzyści.

Chciałabym się temu przypatrzyć, bo ze swojego doświadczenia wiem, że nie zawsze dostrzegamy w sobie podobne schematy. Ja, gdy dowiedziałam się kiedyś, że wchodzę w rolę ofiary byłam szczerze zaskoczona…
Ale uświadomienie sobie tego było początkiem zmiany.

Skąd się to bierze?

 

Takie postawy tworzą się w dzieciństwie, kiedy twórczo przystosowujemy się do sytuacji. Wtedy pomagają nam poradzić sobie z tym, co trudne. Niestety, później ciągniemy je za sobą, chociaż dawno nam już nie służą.
To trochę tak, jakbyśmy zabierali swojego starego pluszowego misia na spotkanie biznesowe. Albo na randkę.

U podstaw naszych programów leżą nasze stare przekonania i wierzenia.

A im można się przypatrywać.
Dostrzegać przyrdzewiałe nawyki.
Podważać zasuszone opinie.

A później powoli uwalniać się z tego, co nam już nie służy.

Bezbronne dziecko w nas

 

Trzeba tu zaznaczyć, że czasem każdy z nas wchodzi w rolę ofiary, bo każdy z nas ma w sobie tę delikatną część, która jest niewinna, wrażliwa oraz w potrzebie: bezbronne wewnętrzne dziecko.

Jeśli zazwyczaj ustępuje pola dorosłemu – nie ma problemu.

Gorzej, kiedy staje się naszym codziennym kostiumem, przyciasnym już i niewygodnym.

Co to znaczy “być ofiarą”?

 

Ofiara jest przekonana, że nie ma kontroli nad swoim życiem.
Wydaje jej się, że świat i okoliczności są przeciwko niej, w związku z czym często pogrąża się w smutku i żalu nad sobą. Przyjmuje postawę typu “Nie uda mi się”. Czuje się wybrakowana, niezdolna do działania, zbyt słaba by samodzielnie zmagać się z życiem.

Przyjmuje przy tym zazwyczaj założenie, że “świat powinien być sprawiedliwy” – a jest to (niestety;) dziecięcy punkt widzenia…

 

2..Rossetti_lady_lilith_Fanny Cornforth

Mały test ofierzastości

 

Proponuję mały test ofierzastości.

Czy któraś z tych sytuacji wygląda dla Ciebie znajomo?
(przykłady dotyczą kobiet, ale wśród mężczyzn ten model zachowania również jest częsty).

 

  • Czujesz się niekochana, zaniedbana i pokrzywdzona. Bliscy nie doceniają Cię tak, jak na to zasługujesz. Rozmyślasz o tym, czego dla Ciebie nie zrobili, o czym zapomnieli. Gdyby się zmienili, wykazali więcej wsparcia, miłości i troski wszystko wyglądałoby inaczej. To budzi Twoją w pełni usprawiedliwiona złość. Jesteś ironiczna. Osądzasz. Obwiniasz. Płaczesz.
  • Nie wychodzi Ci się z pracą. Znowu porzuciłaś w połowie nowy projekt. Masz masę pomysłów, ale z ich realizacją jest gorzej. Przecież może się nie udać! Co wtedy powiedzą mama, mąż, przyjaciółka z liceum? Potrzebujesz całkowitej akceptacji, zapewnienia, że to, co robisz jest świetne. Uważasz, że inni powinni Ci pomóc, wspierać Cię, chwalić, dodawać odwagi. Nie mozesz znieść krytyki. Jesteś niezwykle wrażliwa..
  • Ciągle wszystkich wyręczasz, poświęcasz się, ratujesz z opresji. Aż w końcu masz dość. Dlaczego nikt nie zadba o Ciebie? Dlaczego nikt nie wykazuje należytej wdzięczności? Popadasz w melancholię, czujesz, że Twoje życie zmierza donikąd.
  • Uważasz, że nic Ci nie wychodzi, do niczego się nie nadajesz, kompletnie nie widzisz przed sobą perspektyw. Żalisz sie przyjaciołom, rodzinie i znajomym. Na każdą sugestię z proponowanym rozwiązaniem  odpowiadasz  „Tak, ale to nie będzie skuteczne bo…”

 

I jak? Czy miewasz epizody ofierzastości? A może weszłaś/ wszedłeś w rolę ofiary na całego?

Jeśli tak jest, lub jeśli znasz kogoś takiego, przeczytaj, co kryje się za strategią ofiary.

I co nam ona daje, a co odbiera.

Odpowiedzialność

 

Co łączy te wzorce zachowań?
Przede wszystkim rezygnacja z odpowiedzialności za własne życie. Przekazanie jej w ręce innych. To inni mają nam zapewniać opiekę i wsparcie – fizyczne, lub/i emocjonalne. Zdajemy się na ich łaskę – bez ich uznania, pomocy, bezwarunkowego zrozumienia – więdniemy. Nie wierzymy, ze jesteśmy w stanie sami się o siebie zatroszczyć, rozwiązać swoje problemy.

Co nam to daje?

 

Każde destruktywne działanie zazwyczaj coś nam daje. I w tym przypadku znajdziemy kilka niewątpliwych korzyści. Oto 5 powodów, dla których warto być ofiarą.

 

  1. Odpowiedzialność bierze na siebie ktoś inny.
    No cóż, wzięcie odpowiedzialności za swoje życie to ciężka praca, trzeba podejmować trudne decyzje i … często faktycznie nie jest to łatwe. Łatwiej pozostawić trudne wybory i niewdzięczne działania komuś innemu. Mamy spokój.
  2. Dostajemy uwagę i usprawiedliwienie.
    Zawsze możemy nazbierać trochę głasków od innych. Martwią się o nas.. Potwierdzają, że faktycznie mamy powody, żeby czuć się tak, jak się czujemy. Czasem wyciągną pomocną dłoń. Zrobią coś za nas. Zaopiekują się.
  3. Czujemy się uprawnieni do specjalnego traktowania.
    Wydaje nam się, że zasługujemy na specjalną dawkę współczucia, dobroci, wyrozumiałości, bo to co nam się przytrafia jest wyjątkowe (czasem nawet konkurujemy z innymi o palmę pierwszeństwa w byciu najbardziej pokrzywdzonym).
  4. Nie musimy podejmować ryzyka.
    Ponieważ rzadko podejmujemy działania i wyzwania, nie ryzykujemy porażki, czy odrzucenia.
  5. Czujemy, że mamy rację.
    A inni nie mają… Przyjemne uczucie.

 

ofiara2

 

Korzyści niewątpliwie są i mogą nas trzymać w objęciach przez długi czas, nawet przez całe życie. Dla równowagi spójrzmy więc, co tracimy pozostając w tej roli.

Co tracimy będąc ofiarą?

 

  • Nie realizujemy swojego potencjału w pracy.
    Jest to niemożliwe bez wzięcia odpowiedzialności za konkretne zadania i doprowadzania ich do końca. Żeby odnosić sukcesy w pracy musimy być częścią rozwiązania, nie częścią problemu.
  • Nie osiągamy pełni w związkach.
    Gdy nastawieni jesteśmy na branie, z wielkim trudem przychodzi nam dawanie bez poczucia krzywdy. Bywa, że nie potrafimy obdarzać innych bezinteresownym uczuciem. Nie komunikujemy się w otwarty sposób, bo boimy się odrzucenia i krytyki. To zaburza równowagę w każdej relacji.
  • Nie jesteśmy traktowani poważnie.
    Traktuje się nas bardziej jak dzieci, niż jak partnerów.
  • Wstydzimy się.
    Czasem nie uświadamiamy sobie w pełni swojej roli, często nie chcemy się do niej przed sobą przyznać. Ale pod spodem często kryje się ogromny wstyd, a nawet pogarda dla siebie samych, dla swojej zależności i bezsilności.

 

Ciężki kaliber, prawda?

Dlatego często w życiu ofiary przychodzi moment, gdy bardzo chce coś zmienić.

Pierwszym krokiem do tego jest zauważenie swoich wzorców i nawyków.
(to trochę jak przyznanie się przed sobą: nazywam się …… i wchodzę w rolę ofiary;).

A później możemy zacząć proces odzyskiwania odpowiedzialności za własne życie.

 

1.ilustracja: kiera.chan
2. Dante Gabriel Rossetti, Lady Lilith

 

 

Dlaczego mindfulness jest super mocą – naprawdę fajna animacja

Dlaczego mindfulness jest super mocą – naprawdę fajna animacja

Co to jest mindfulness?

Są różne definicje mindfulness.
Można na przykład powiedzieć, że minfulness to sztuka świadomego życia.

Albo:

Mindfulness to stan, w którym wiesz, co się dzieje w twojej głowie w danej chwili, a jednocześnie nie dajesz się temu ponieść.

Ten ostatni opis wzięty jest z bardzo fajnej animacji pochodzącej z happify.com.

Zobaczcie sami!
(poniżej moje wolne tłumaczenie).

 

Mindfulness to stan, w którym wiesz, co się dzieje w twojej głowie w danej chwili, a jednocześnie nie dajesz się temu ponieść.

Wyobraź sobie, jakie to może być użyteczne.

Przykład?

Jedziesz samochodem i nagle ktoś zajeżdża ci drogę.
Jak zazwyczaj reagujesz?
Pewnie podobnie, jak większość z nas. Najpierw pojawia się przebłysk myśli: JESTEM WKURZONA!!!

A oto, co dzieje się później: ta myśl natychmiast cię opanowuje.
Nie ma bufora między bodźcem a twoją reakcją.

 

Z odrobiną mindfulness w tej samej sytuacji mogłabyś zauważyć, co się dzieje.

 

Że serce zaczyna ci walić, twarz robi się czerwona, pojawia się mnóstwo gwałtownych myśli: jesteś zła.
Ale niekoniecznie musisz natychmiast reagować (wrzeszczeć i kląć, kiedy dzieci słuchają z tylnego siedzenia).

Możesz pomyśleć: no dobrze, ale czy czasem nie mogę się wkurzyć?
Nawet kiedy mam poważny powód?

Tak, pewnie, że możesz.
Tylko troszkę inaczej, niż zwykle.

Nie chodzi o to, że zostaniesz zmieniona przez mindfulness w jakąś pozbawioną życia, i wszelkich uczuć meduzę. Chodzi o to, żebyś nauczyła się odpowiadać w mądry sposób na to, co ci się przydarza, a nie reagować na ślepo.

 

A to jest super moc.

 

Jak możesz to osiągnąć?

Sposobem, żeby się tego nauczyć jest m.in. medytacja.

Medytacja i mindfulness to może być wielka rewolucja w podejściu do zdrowia.

W latach 40 gdybyś biegła na ulicy, ludzie spytaliby: kto cię goni?
Ale naukowcy zbadali, że ćwiczenia fizyczne są dla nas naprawdę dobre.
I teraz wielu z nas je robi (a jeśli nie, to przynajmniej mamy z tego powodu poczucie winy).

Podobnie może być z medytacją. Wkrótce może się stać jak szczotkowanie zębów i zdrowe jedzenie.

Na koniec powiem jeszcze, że mindfulness nie rozwiąże wszystkich naszych problemów, nie zmieni naszego życia w bajkę pełną tęczy i jednorożców.

Niemniej jednak jest to super moc.

I jest dostępna dla ciebie.
Już teraz.

 

Człowiek w poszukiwaniu sensu

Człowiek w poszukiwaniu sensu

Gdy Viktor Frankl trafił do Oświęcimia, pod płaszczem ukryty miał rękopis swojej książki naukowej. Był młodym, wiedeńskim psychiatrą i właśnie napisał dzieło swego życia. Bardzo chciał je uratować.

 

Wtedy jeszcze nie rozumiał, że za chwilę wszystko zostanie mu odebrane.

Wszystko, co człowiek zwykle uważa za niezbędne do życia.

Trafił do miejsca gorszego niż koszmar: pewnej nocy obudził się i zobaczył, że więzień śpiący z nim na pryczy przewraca się niespokojnie – najwidoczniej śniło mu się coś strasznego.

W pierwszej chwili chciał go obudzić.

I wtedy uświadomił sobie, że nawet najbardziej koszmarny sen nie może być gorszy od obozowej rzeczywistości, do której nieopatrznie zamierzał go przywrócić…

Człowiek w poszukiwaniu sensu

 

W 1945 Viktor Frankl wrócił do Wiednia. Miał za sobą pobyt w 3 obozach.
Stracił wszystkich najbliższych z wyjątkiem siostry.

W ciągu 9 dni napisał książkę.

Posługując się swoim przykładem chciał pokazać ludziom, że życie ma sens w każdych okolicznościach, nawet tych najbardziej nieludzkich.

Książka została przełożona na 21 języków. W języku angielskim liczba wydań przekroczyła 100.

 

Człowiek w poszukiwaniu sensu, Viktor Frankl

 

Co tak poruszającego napisał Viktor Frankl, że jego książkę przeczytało ponad 12 milionów ludzi?

Coś, co dla nas, przyzwyczajonych do tego, że “dobre życie” to życie w dostatku, zdrowiu, szczęściu i pomyślności może być zaskakujące: nie tylko życie kreatywne i polegające na bogactwie doznań ma sens.

Sens odnaleźć można również w cierpieniu. Co więcej – ludzka egzystencja nie byłaby kompletna bez cierpienia i śmierci.

A to, w jaki sposób człowiek człowiek akceptuje swoje przeznaczenie i cierpienie może być dla niego wyjątkową okazją do pogłębienia sensu własnego życia.

Człowiek może wykorzystać tę szansę i wzrastać na przekór temu, co się z nim dzieje.

 

Może też ją odrzucić.

Jego decyzja świadczy o tym, czy jest godzien swego cierpienia.

 

“Człowiekowi można odebrać wszystko, z wyjątkiem jednego (…): swobody wyboru swojego postępowania w konkretnych okolicznościach, swobody wyboru własnej drogi.

„Każdy człowiek jest w stanie – nawet w tak skrajnych okolicznościach – decydować o tym, kim się stanie, zarówno pod względem psychicznym, jak i duchowym.”

Jaka jest w tym mądrość?

 

Mamy wybór.

My decydujemy o tym, czy nasze życie ma sens.

„Jaka jest w tym mądrość?” – możemy siebie zapytać, gdy jest nam bardzo źle.

I bardzo możliwe, że znajdziemy odpowiedź.

 

orange_flower

 

 

Medytacja dla początkujących – 7 rzeczy, o których warto pamiętać

Medytacja dla początkujących – 7 rzeczy, o których warto pamiętać

Zauważam, że wiele osób zainteresowanych jest medytacją.
Kiedy opowiadam im o tym, co to jest i co może zmienić w ich życiu mówią: “powinnam spróbować..” i “właśnie coś takiego by mi się przydało”.

Jednak decyzja, żeby zacząć często się trochę odwleka i rozmywa.

Znam też osoby, które już spróbowały i wiedzą, że warto, ale trudno im zachować regularność.
Myślę, że to dlatego, że medytacja jest rodzajem treningu (trenujemy co prawda umysł, nie ciało, ale zasada jest podobna).
A wiadomo jak bywa z treningami – motywacja może się z czasem nieco nadwątlić.

Dla wszystkich, którzy mają podobne trudności kilka porad, jak sobie pomóc, kiedy zaczynamy medytować.

 

1. Zastanów się “Dlaczego” ?

 

Po co chcę medytować?
Dobrze zadać sobie to pytanie na początku.
A potem odpowiadać na nie za każdym razem, kiedy zaczynamy sesję.

Jeśli nie potrafimy znaleźć odpowiedzi, oznacza to, że dobrze byłoby odświeżyć inspirację, bo jak wszystko, może ona po pewnym czasie wyblaknąć. A bez inspiracji trudno zdobyć się na pewien wysiłek, którym medytacja niewątpliwie jest.

Inspirację może podkręcić dobra książka (o medytacji pięknie piszą Pema Cziedryn, Sakyong Mipham Rinpocze, Jon Kabat-Zinn).
Pomaga rozmowa z kimś, kto medytuje.
Pomaga też dobry warsztat czy program, zwłaszcza taki, gdzie mówi się nie tylko o redukcji stresu, ale także o głębszych efektach, jakie taka praktyka może przynieść.

(A tu kilka słów ode mnie – może też się przyda;): 10 powodów, dla których warto medytować ( i jeden skutek uboczny)

 

2. Lepiej krótko niż wcale

 

Na zdjęciach ilustrujących teksty o medytacji często widać osoby, które sprawiają wrażenie pogrążonych w rodzaju błogiego letargu. Jakby osiągnęły jakiś specjalny stan, w którym można tkwić godzinami w bezruchu (a wokół góry, chmury i przepaście).

Nie wiem, co odczuwają osoby na zdjęciach, ale mogę powiedzieć, że często na początku wcale nie jest łatwo tak “po prostu siedzieć” przez dłuższy czas. Nie jest to aktywność do której jesteśmy przyzwyczajeni. Możemy odczuwać przyjemność, ale może też pojawić się nuda, niewygoda, frustracja. I nie ma w tym nic dziwnego, czy złego.

Dlatego rada dla osób, które zaczynają jest taka: starajcie się medytować regularnie, ale niezbyt długo. Można zacząć nawet od 10 minut i czas ten stopniowo wydłużać.

 

3. Uczyń medytację swoim nawykiem

 

Podobno potrzeba 21 dni, żeby uczynić coś swoim nawykiem.
Potem, jeśli tej czynności nie zrobimy, będziemy się czuć jakbyśmy nie umyli zębów;)

W ustanawianiu nawyku pomaga ustalenie stałej pory, o której będziemy medytować. Chodzi więc o to, żebyśmy postarali się wstawić medytację w swój plan dnia.

Tu jeszcze mała uwaga.
Wiele osób zastanawia się, czy lepiej medytować rano, czy wieczorem?

Najprostsza odpowiedź: kiedy masz na to przestrzeń. Poranna medytacja ma wiele zalet, ale jeśli musielibyśmy próbować upchnąć nasze 10-30 minut między owsianką i myciem głowy to lepiej znaleźć chwilę wieczorem, kiedy grafik jest mniej napięty.

 

4. Zadbaj o otoczenie

 

Dobrze jest zaleźć ciche, spokojne miejsce, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał. Zadbać o to, żeby nie panował tam bałagan.
Wtedy łatwiej nam będzie się wyciszyć.

A co, jeśli mamy za oknem hałaśliwą ulicę i w żaden sposób nie możemy nic z tym zrobić?

Nic strasznego. Chociaż łatwiej jest na początku medytować w ciszy, to dźwięki są częścią naszego doświadczenia i mogą przywoływać nas do chwili obecnej. Nie trzeba z nimi walczyć, wystarczy je zauważać.

Tak samo możemy potraktować wszystkie inne “rozpraszacze”.

 

5. Nie próbuj pozbyć się myśli

 

Spotkałam się kilka razy z pytaniem: jestem tak rozproszona, ciągle przychodzą mi do głowy jakieś myśli. Czy ja jeszcze medytuję?

Medytacja nie polega na próbie wyeliminowania wszystkich myśli. Nie chodzi o to, żebyśmy próbowali polować na nie, strzelając do nich, jak do kaczek. Myślenie to zwykła aktywność naszego umysłu. To normalne, że na początku myśli zalewają nas ogromną falą, bo kiedy zaczynamy medytować w końcu je zauważamy.

Istotne jest, żeby starać się zauważać kiedy odpływamy w fantazje i z łagodnością powracać do chwili obecnej.

 

6. Właśnie: z łagodnością

 

Napominamy się.
Kontrolujemy.
Mówimy sobie rzeczy typu: “kurcze, jestem beznadziejna, czemu nie mogę się w końcu uspokoić i wyciszyć. Na pewno wszystkim to wychodzi tylko nie mnie”.

Spokojnie. W medytacji naprawdę trudno coś zepsuć, jeśli podąża się za instrukcją. Często mówi się, że nie ma czegoś takiego, jak zła medytacja, ponieważ medytacja to bycie ze sobą tu i teraz.

A czasem przecież jesteśmy bardziej rozproszeni, zmęczeni, źli na kogoś, lub na coś.
Nie chodzi o to, żeby te stany na siłę zmienić, ale by być z nimi z ciekawością i łagodnością.

Tak więc:

 

7. Porzuć przekonanie, że robisz coś źle

 

I próbuj:)

 

P.S. Dobrze na początku porozmawiać z instruktorem medytacji. A dla osób, które nie mają takiej możliwości przygotowuję mały przewodnik – e-book “Jak medytować” – wkrótce do pobrania (za darmo).

Jeśli masz jakieś pytanie, chętnie odpowiem w komentarzu:)

 

fot: Caleb Roenigk

 

 

Sztuka doceniania czyli jak nakarmić bieda-umysł

Sztuka doceniania czyli jak nakarmić bieda-umysł

Nie mam.
Mam za mało.
Mam nie takie.
Brakuje mi.
Gdybym była …, to…
Gdybym miała….
Bez tego moje życie nie ma sensu.

Zauważacie, jak często skupiamy się na tym, czego nie mamy?
Często brak staje się sednem naszego życia. To, co mamy staje się nieistotne.

Ma to po angielsku swoją nazwę: Poverty Mind.
Bieda-umysł. Umysł, który opanowany jest przez poczucie braku. Umysł, który skupia się na tym, że ma za mało.
Że mu nie wystarcza.

Kiedy bieda-umysł bierze nas we władanie czujemy, że nasze życie to porażka, bo brakuje nam mnóstwa elementów do stworzenia życia idealnego. Nasze życie wygląda jak smętne, wybrakowane puzzle, które miało przedstawiać morze, palmy, i złoty piaseczek, ale… coś się pogubiło.
Takiego życia nie lubimy.

Narzędziem często wykorzystywanym przez bieda-umysł jest porównywanie. Porównujemy się z kimś, kto naszym zdaniem ma lepiej (a raczej ze swoim wyobrażeniem na temat tego kogoś, z tą jego ładną, wyjściowa wersją, którą oglądamy z zewnątrz).

Porównywanie jest bezkonkurencyjne w likwidowaniu radości życia.

sophia-loren-peering-at-jayne-mansfields-cleavage1 (1)

Jayne Mansfield and Sophia Loren at Romanoff’s in Beverly Hills, c. 1958. © 1978 Joe Shere

 

Z poczuciem braku związane są też liczne niewygodne uczucia takie jak zazdrość, żal, tęsknota, wstyd.

Znacie to?

Boli, prawda?

Jest na to lekarstwo?

 

Jak nakarmić bieda umysł

 

Najpierw dobrze byłoby rozprawić się z pewnym przekonaniem, które jest zwykle wrośnięte w naszą duszę jak perz.
Brzmi ono następująco:

Coś/ktoś sprawi, że w końcu będę szczęśliwa/szczęśliwy.

Kiedy dostanę tę pracę…
Kiedy ktoś mnie pokocha..
Kiedy zmienię miejsce..
…wszystko się ułoży.

A tymczasem bezwzględne prawo Kosmosu mówi:
nic, co pochodzi z zewnątrz, nie wypełni poczucia braku. Poczucie braku jest jak czarna dziura: pochłonie wszystko.
I wyczekiwaną pracę, i nowego, cudownego partnera, i ślicznie urządzone, wymarzone mieszkanie.

Poczucie braku można nakarmić tylko od wewnątrz.

Bardzo pomaga w tym docenianie tego, co jest.

A oto kilka sugestii, jak można to pielęgnować.

 

1. Praktykowanie wdzięczności

 

Świetnym zwyczajem jest zaczynanie swojego dnia od praktykowania wdzięczności.
Można to zrobić jeszcze w łóżku, po obudzeniu.
A jeśli nie ma czasu, to w trakcie mycia zębów.
Albo w czasie drogi do pracy.

Pomyśl o kilku rzeczach, za które możesz być wdzięczny/wdzięczna.

Można zacząć od rzeczy podstawowych, na które zwykle nie zwracamy uwagi, bo wydają nam się oczywiste.

Na przykład tak:

  • Jak fajnie, że mam właśnie takie ciało. Dobrze mi służy. Jest w miarę zdrowe. Potrafi biegać, tańczyć, dotykać, czuć, słyszeć i słuchać.
  • To niesamowite, że mogę widzieć świat właśnie w taki sposób. A mogłabym na przykład tak:

 

  • Potrafię kochać. A mogłabym czuć tylko nienawiść. Albo w ogóle nic nie czuć.
  • Tu i teraz jestem bezpieczna. Jest pokój, bomby nie spadają mi na dom. Nie muszę uciekać. Nie muszę się kryć. Nie cierpię głodu i zimna.
  • Mam wokół siebie ludzi, których kocham, i takich, z którymi czuję więź.

……..

A dalej można pomyśleć o tym, za co dzisiaj mogę być wdzięczna/ wdzięczny.
Za co mogę podziękować sobie.
Za co mogę podziękować innym.

 

2. Medytacja Przy Krojeniu Warzyw Na Zupę

 

Z każdej codziennej, mało poetyckiej czynności można uczynić rytuał.
Jest taka przypowieść buddyjska o mnichu, który doznał oświecenia zamiatając podłogę. Robił to podobno z taką uważnością i skupieniem na chwili obecnej, że zamiatanie stało się cenną praktyką duchową.

Właściwie każdą czynność możemy w ten sposób przekształcić w rodzaj medytacji.
Działanie, w którym jesteśmy w pełni obecni odkrywa przed nami zaskakujące bogactwo.

Na przykład: Medytacja Przy Krojeniu Warzyw Na Zupę.

Dotykasz chropawej, albo gładkiej skórki. Patrzysz na soczyste kolory i zaskakujące wzory rozciętych warzyw (przyglądaliście się kiedyś rozkrojonemu burakowi?).
Wdychasz zapach. Skupiasz się na ruchu swych rąk i pociągnięciach noża. Na dźwiękach, które się pojawiają.

……

Warto spróbować z innymi codziennymi aktywnościami.

Ogromny potencjał ma w sobie chodzenie.
Mycie naczyń.
Koniecznie spróbujcie też z myciem łazienki;)

 

3. Napisz 10 rzeczy, dla których warto żyć

 

Na przykład:

  • Przytulić córkę
  • Jechać na rowerze w czerwcu
  • Siedzieć o świcie nad morzem, czuć przestrzeń i słony zapach
  • …………….

Schowaj.
Wyciągnij, kiedy nie bardzo chce ci się żyć.
Przeczytaj.

Tyle sugestii na dzisiaj.

Na koniec przychodzą mi na myśl słowa Wisławy Szymborskiej:

(…)

Mogłam być kimś
o wiele mniej osobnym.
Kimś z ławicy, mrowiska, brzęczącego roju,
szarpaną wiatrem cząstką krajobrazu.
Kimś dużo mniej szczęśliwym,
hodowanym na futro,
na świąteczny stół,
czymś, co pływa pod szkiełkiem.
(…)

Mogłam być sobą – ale bez zdziwienia,
a to by oznaczało,
że kimś całkiem innym.

Wisława Szymborska „W zatrzęsieniu”, fragmenty

 

Powodzenia w pielęgnowaniu doceniania:)

A może macie jakieś inne sposoby, żeby doceniać tu i teraz?

Co wymienilibyście wśród 10 rzeczy, dla których warto żyć?